Parafia Polskokatolicka w Krzykawie -Małobądzu


Idź do treści

Menu główne:


Ciekawostki

W naszej Małej Ojczyźnie

Ziemia kryje skarby
Najciekawsze odkrycia archeologiczne na terenie Gminy Bolesław

W północnej części Krzykawki znajduje się miejsce zwane „Zamczyska". Miejsce tak określane w dawnej gwarze wiejskiej także „zamczyska" i „ząbczyska" wśród lekko pofałdowanego terenu lessowego pokrojonego głębokimi jarami. Stoki jarów porośnięte są brzozami, grabami, dębami i krzakami, dołem płyną strużki wody spływającej z mokradeł. Wśród drzew wyróżnia się kępa starych buków na wzniesieniu-ono właśnie nazwane zostało Zamczyskiem, choć brak tu jakichkolwiek śladów dawnego budownictwa.
Starzy ludzie opowiadali, że jest to miejsce, w którym straszy, były też legendy: o sarence, która ukazała się myśliwemu, a gdy ten strzelił do niej, zmieniła się w uroczą dziewczynę, która następnie stała się obłoczkiem i rozpłynęła się w powietrzu; o rycerzu w zbroi i koniu ze złotymi podkowami, który zatonął w bagnie u stóp wzniesienia itd.. W latach dziewięćdziesiątych archeolodzy przeprowadzili wykopaliska. Znaleziono liczne ułamki naczyń, a przede wszystkim wyroby z żelaza: trójkątną motyczkę górniczą, taką jaka znajduje się w herbie Olkusza, fragmenty sierpa i topora, nóż, młotek kowalski, groty podkowy, gwoźByły także inne przedmioty, jak kościany grzebień ze śladami po nitach, wisiorek z brązu itp.. Odkryto też pozostałości mostu zwodzoi ślady wieży obserwacyjnej. Archeolodzy określili, że grodek ryw Krzykawie funkcjonował do początków czternastego wieku. Miejsce to jest chronione i wpisane na listę dóbr kultury materialnej. Fascynuje przylegające miejsce zwane Stawidła ze śladami ziemnych zapór wodnych. Tak więc nazwa miejscowa i legendy doprowadziły do odkryć archeologicznych. Dzięki temu Krzykawka znalazła się na maarcheologicznej Polski. Po zabytkowym, staropolskim dworku.
Innym, ważnym odkryciem archeologicznym są wykopaliska w Hutkach. W latach dziewięćdziesiątych podczas eksploatacji piasku natrana drewniane koryto doprowadzające wodę do rynien płuczki. „Koryto posiadało dwie drewniane ściany wykonane z desek ustawiopomiędzy drewnianymi palikami. Dno wyłożone było tłustą, nieą gliną. Jako znalezisko luźne odkryto fragment pełnekoryta drewnianego wykonanego z wydrążonego pnia." .. .Natratakże w Hutkach na pozostałości stosu hutniczego oraz duże ilości żużli zwanych gierzyną. Znaleziskom tym towarzyszyła ceramika i kafle piecowe datujące pozostałości rusztu na pierwszą połowę XVI wieku".
Prace badawcze w Hutkach prowadzili w 1993 roku archeolodzy Jacek Pierzak z Katowic i Dariusz Rozmus z Olkusza. W pięć lat późpodczas wykopalisk odkryli koryto płuczki wykonane z jednego pnia drzewa, miało 12,9 m długości, szerokości wylotu 1 m. Badania dendrochronologiczne wykazały, że wykonane były z jodły ściętej w 1444 roku. Odnalezione koryto płuczki jest unikatowym znaleziskiem tego typu.
Materiał archeologiczny m.in. topór bojowy z XV w. został przekado Muzeum Śląskiego, płuczka do Muzeum Miejskiego „Sztygarka" w Dąbrowie Górniczej.
Osoby zainteresowane obszernymi informacjami o odkryciach arw Krzykawce i Hutkach kieruję do książki opracowaprzez Dariusza Rozmusa noszącej tytuł „Archeologiczne i historyczślady górnictwa na terenie Dąbrowy Górniczej i okolic" wydanej przez Księgarnię Akademicką w Krakowie w 2004 roku z której zaąłem powyższe cytaty.
Trzecim z kolei miejscem badań archeologicznych na terenie gmiBolesław było pałacowe wzniesienie w przydworskim parku w Bolesławiu. Badania były prowadzone w 1984 roku przez archeologa Jacka Pierzaka. Wynikiem badań było odkrycie sklepionych piwnic dawnego pałacu. Odkryto też fundament budowli, co pozwoliło ustalić wielkość pałacu. Podczas wykopów wydobyto liczne kafle ozdobne. Specjaliści orzekli, że relikty bolesławskiego pałacu kwalifikują się do rewaloryzacji. Można tam urządzić atrakcyjne pomieszczenia podziemne kawiarni, miejsce spotkań elitarnych klubów. Ilustracje dotyczące badań archeologicznych w Krzykawce i Hutkach były publikowane w prasie i wydawnictwach regionalnych.


Jak znaleźć skarb

„O skarbach w ziemi ukrytych", sto osiemnaście lat temu pisał Stanisław Ciszewski z Krążku w książce „Lud górniczo-hutniczy okolic Stawkowa w powiecie olkuskim".
„ 1. Skarby ukryte w ziemi „wietrzą się" od czasu do czasu. Po każdem takiem wietrzeniu jeden pieniążek zostaje na powierzchni.

W tych miejscach gdzie ukazują się błędne ogniki, znajdują się ukryte skarby.órzy utrzymują, że właśnie przy wietrzeniu się pieniędzy wydobywa się z nich płomyk zwany błędnym ognikiem.

Kto zobaczy jak się wietrzą pieniądze, powinien rzucić w to miejsce jakim przedmiotem. Po odkopaniu ziemi na taką głębokość, jaką miał długość rzucony przedmiot znajdzie nieodzownie skarb. Jeżeli na przykład ktoś rzucił na wietrzące się pieniądze butem, chcąc ich dostać musi tak głęboko kopać, jaka jest długość buta".

Uwaga: w cytatach zachowano oryginalną pisownię.


Ukryte skarby

Ziemia olkuska, w tej liczbie tereny gminy Bolesław usiane są legendarnymi miejscami. Znaczna ilość tych legend mówi o ukrytych skarbach, o przygodach i perypetiach poszukiwaczy i rozgrzebywaczy ruin starych budowli oraz ziemi w miejscach o domniemanych skarbach. Obiegowe powiedzenie mówi, że w każdej legendzie kryje się cząstka prawdy. Kierując się tym powiedzeniem, tak dla zabawy prześledzimy tajemnicze i legendarne miejsca bolesławskiej gminy. Posłużymy się przy tym wydawnictwami Gminnego Ośrodka Kultury w postaci książek-zbiorów legend - pt. „Legendy i podania znad brzegów Białej Przemszy", „Legendy Srebrnej Krainy" i rocznikami periodyka „Korzenie". W szerokim zakresie skorzystamy z opowiadań krążących od pokoleń z ust do ust, dotychczas nie opisanych w literaturze i prasie. Niektóre z nich stanowiły tajemnicę rodzinną, od dzisiaj staną się własnością społeczną i nie ulegną zapomnieniu.



Miejsce akcji legendy – domniemanym miejscem ukrytego skarbu

Wspomniane ZAMCZYSKA W KRZYKAWCE posiadają kilka legend. Znana jest legenda o myśliwym, któremu ukazała się sarenka, a gdy ten strzelił parokrotnie do niej sarenka zamieniła się w obłoczek, następnie w uroczą dziewczynę. Po kilku minutach przeistoczyła się w mgiełkę rozwianą przez wiatr.
Opowiadał mi pewien mieszkaniec Krzykawki - poszukiwacz skarbów, że podczas rozgrzebywania ziemi w Zamczysku wykopał kość. Stała się „kością niezgody" pomiędzy znalazcą, a jego przyjacielem. Jeden z nich twierdził, że to kość ludzka, drugi, że to kość konsumpcyjna pochodząca z zabitego zwierza. Zabrana przez znalazcę kość najbliższej nocy straszyła, przyszedł po nią duch zmarłego, która była częścią jego osoby za żywota.
Inne opowiadanie mówi o tym, że gdy przed drugą wojną światową do Zamczysk podjechał samochód ze Śląska lub Zagłębia z poszukiwaczami skarbów, wynajęli oni kilku bezrobotnych mężczyzn i po dokonaniu pomiarów i wytyczeniu miejsca zalegania przystąpiono do kopania. Wtem zerwał się silny wiatr zrywający liście z drzew, łamiący gałęzie wiekowych buków. Zdziwienie było wielkie, bo był to letni, nadzwyczaj pogodny dzień. Strach ogarnął poszukiwaczy, gdy jeden z nich spojrzał na zegarek i odczytał godzinę dwunastą. Przerażenie nastąpiło, gdy w popłochu wyszli z Zamczysk na pobliską polanę, gdzie panowała piękna, bezwietrzna i słoneczna pogoda. Przestraszeni poszukiwacze opuścili miejsce domniemanego skarbu i przyrzekli sobie, że już nigdy nie powrócą tu z podobnymi zamiarami.
Legenda mówi też o tym miejscu, że w bagnach jarów przylegających do Zamczysk, w czasach średniowiecznych najazdów Tatarów, utopił się rycerz w zbroi na koniu ze srebrnymi podkowami. Jego szczątki kryje dzisiaj ziemia.
W cichej i małej dolinie na wschodnim skraju Pustyni Błędowskiej są ślady dwóch stawów. Jeden z nich nazwano BILNYM STAWEM od opryszka Fryca Bila, któremu nie chciało się zajmować wydobywaniem rud ołowiu i srebra; napadał na konwoje, bogatych ludzi, a nawet na duchownych zmierzających z darami na Jasną Górę. Z części zagrabionych kosztowności ufundował srebrny dzwon dla klasztoru Augustianów w Olkuszu. Dzwon był duży ,bo aż dwanaście par wołów musiało go zaciągnąć z posesji Bila na dziedziniec klasztorny, gdzie umieszczono go na dębowym belkowaniu, skąd po poświęceniu przez biskupa krakowskiego podnieść go miano na właściwe miejsce, aby w Wielka Sobotę mógł wydać swe piękne dźwięki. Ku ogromnemu przerażeniu wszystkich dzwon zniknął. Zakupiony był za nieuczciwie zdobyte pieniądze. „Dzwony takie zwykle uchodzą do jezior i stawów głębokich". Ten, obrał sobie Bilny Staw. Podobno spoczywa tam do dzisiaj.
Skarb po nieboszczyku teściu znajduje się pod starą gruszą w Małobądzu. Pewien zapobiegliwy mieszkaniec tej wioski uciułał sporą sumę pieniędzy na wiano jednej ze swych córek. Gwałtowna i niespodziewana śmierć zabrała go przedwcześnie, skarb pozostawił w ziemi. Próba odnalezienia pieniędzy po nieboszczyku teściu zakończyła się niepowodzeniem za sprawą ducha strzegącego skarbu. Odstraszenie poszukiwaczy było nadzwyczaj skuteczne, bowiem od czasu tej próby nikt nie odważył się szukać.
Czy opłaca się ryzykować, skoro wartość ówczesnych pieniędzy jest dziś prawie zerowa?
Regionalna wieść niesie, że w kilku miejscach w okolicy „Polany Nullo" pod Krzykawką są ukryte skarby powstańcze z 1863 roku. W pobliżu „Polany Nullo" (dawna „Kaczmarka") znajdują się bagniste jary, w jednym z nich podobno podczas potyczki z Moskalami zatonęła karoca z kasą powstańczą. Do dzisiaj jest przypuszczalnie świetnie konserwowana w bagnistej, lessowej ziemi. W krzykawskim lesie, pomiędzy „Plebańskim", a „Bielskami" (nazwy miejscowe) tkwi, prawdopodobnie do dzisiaj, armata powstańcza utopiona podczas przeprawy przez bagno.
Leciwy mieszkaniec Krzykawy opowiadał przed drugą wojną światową, że widział dwóch powstańców z Legii Cudzoziemskiej Fr. Nullo zakopujących skarb w jarze koło „Situ" pod Pniakami. Na Reczkowem, według podania, są ukryte dwa skarby. Jeden przy dawniej rosnących wiekowych dębach, drugi obok krzyża. Wśród poszukiwaczy skarbów krąży obiegowo, drogą sprzedaży, fragment podszewki starego wojskowego munduru. Widnieje na niej plan okolic „Polany Nullo" narysowany atramentem lub czarnym tuszem z oznaczeniem dróg, ścieżek, lasów i drzew wolno stojących. Krzyżykiem oznaczono przypuszczalne miejsce zakopanych pieniędzy z kasy powstańczej. Plan na podszewce miał być podobno przywieziony z katorgi na Syberii, od beznadziejnie chorego powstańca spod Krzykawki.
Autentyk to, czy falsyfikat spreparowany dla sensacji lub pieniędzy? Trudność w odkryciu skarbów, jak twierdzą rozgrzebywacze - jest w tym, że skarby nullowskie strzeżone są przez duchy poległych pońców. Kryje się przy tym niebezpieczeństwo. Jeżeli próbuje odć skarby osoba „nieurzędowa”, może ją spotkać nieszczęście.
Co oznaczały tajemnicze zjawiska pod Pniakami nikt do dzisiaj nie wie. Powtarza się obiegowo, że były to zjawiska sygnalizujące ukryte skarby w tych miejscach. Płonąca leszczyna widoczna z daleka, gasła nagle przy zbliżaniu się do niej.
Rolnik spokojnie orał pole parą koni. Bez zrozumiałej przyczyny w pewnym momencie konie odmówiły posłuszeństwa, stanęły „jak wryte". Popędzanie batem, krzyk rolnika, szarpanie, nie pomagały. Zdenerwowany głośno rzucił „wiązankę przekleństw". Przed parą koni powstał ogromny dół. Znawcy problematyki podziemnych skarbów twierdzą, że skarby wskutek przekleństwa ukryły się głębiej.


Skarb pod kapliczką w Ujkowie Nowym

Na wzniesieniu za wioską stała dawniej kapliczka przydrożna widoczna nawet z pociągu jadącego z Olkusza do Sławkowa. Pewnego razu wsiadł do pociągu młody mieszkaniec Bolesławia. Usiadł w przedziale, w którym siedział jedynie staruszek. Wyraził zadowolenie z towarzystwa w podróży. Szybko nawiązała się rozmowa. Kiedy pociąg opuścił Olkusz, minął las. Na horyzoncie ukazała się wspomniana biała kapliczka.
Patrz drogi młodzieńcze... widzisz tam w oddali tę kapliczkę? Rzekł pytająco staruszek.
- Tak widzę, oczywiście, to kapliczka w Ujkowie Starym. Ja właśnie mieszkam w pobliżu Ujkowa.
- No to dobrze. Posłuchaj mnie uważnie: Obok tej kapliczki jest ukryty skarb. Ja jestem już stary, nie mam sił kopać, nie mam tez potrzeby i chęci wzbogacenia się. Nie posiadam też rodziny, bliscy zmarli podczas epidemii tyfusu podczas pierwszej wojny światowej i nie mam komu przekazać tajemnicy o ukrytym skarbie. Chcąc znaleźć skarb należy udać się w południe o dwunastej 30 lipca. Na ziemi oznaczyć miejsce kończącego się cienia kapliczki. Następnie, w księżycową noc udać się w oznaczone miejsce i kopać. Na głębokości trzech łokci jest żeliwny garnek pełen złotych monet.
Młodzieniec nie wierzył, by znalezienie skarbu było możliwe, jednak chęć wzbogacenia się budziła niecierpliwość, nie mógł się doczekać wspomnianego dnia. Dobrze się złożyło, bo trzydziestego lipca była piękna pogoda. Nie było trudności w oznaczeniu miejsca. Cień kapliczki był wyraźny. Najbliższa noc też była pogodna, księżycowa. Młodzieniec kopał z zapałem, jednocześnie ze strachem. Słyszał nawet bicie własnego serca. Co pewien czas oglądał się wokół siebie, czy aby nie jest obserwowany lub nie ukaże się jakiś strach strzegący skarbu. Bez przygód niebawem wyciągnął ciężki gar pełen złociszów. Pasażer pociągu stał się bogatym. Wybudował dom, urządził zagrodę, założył rodzinę. Jednak szczęścia w tym domu nie było. Nie miał też wewnętrznego spokoju. Dręczył go ciągle niepokój, strach, sam nie wiedział dlaczego. Udał się więc do leciwego, doświadczonego mieszkańca Wodącej, który w okolicy słynął z trafnych porad w różnych życiowych problemach. Wyłuszczył szczerze co go trapi, opowiedział przygodę ze skarbem. „Mędrzec wiejski" długo myślał, milcząc. W końcu zapytał: „Czy po wyjęciu skarbu zarównałeś dół, w którym on leżał?". Nie, nie... byłem tak ucieszony, że szybko go zabrałem, zostawiłem z roztargnienia rydel i czem prędzej wracałem do domu. - No właśnie... popełniłeś podstawowy błąd i dlatego jesteś nieszczęśliwy. Dół po skarbie należało zakopać.


Skarby spoza granic Gminy Bolesław

Legenda mówi, że od jaskini na „Diablej Górze" w Bukownie propodziemny loch, który ciągnie się aż do ruin dawnego kościoła św. Jana na Starym Olkuszu. Loch był wykopany dla przechowywania licznych skarbów i wot kościelnych na czasy wojen. Przez całe wieki skarby tam ukryte spędzają sen z powiek poszukiwaczy kosztowności. Nikomu dotychczas nie udało się dotrzeć do legendarnych wot. Wszystkie organizowane wyprawy kończyły się tragicznie, ludzie w podziemiach tracili zmysły, a nawet życie. Współczesna „wyprawa" kilku śmiałków ze szkoły na Skałce w latach osiemdziesiątych zakończyła się konieczną interwencją ratowniczą Zakładowej Stacji Ratownictwa Górniczego ZGH „Bolesław". Wejście do jaskini, gdzie dawniej były tajemnidrzwi, zasunięto dla bezpieczeństwa ogromnymi głazami. My ostrzegamy przed diabelskimi pokusami. Wraz z budową pięknego gotycko-barokowego kościoła w Sławkowie parafianie ufundowali ogromny dzwon. Miał podobno kilka łokci obwodu i parę stóp wysokości. Nazwano go „Urban" na cześć papieża Urbana II, zmarłego w 1099 roku. Podczas zbliżającego się najazdu Szwedów w 1655 roku parafianie postanowili ukryć ulubieńca, wywożąc go do Chwalibowskiego. Nie dojechali do celu, bo w drodze dzwon zsunął się z platformy i utonął w bagnistym brzegu Białej Przemszy. Wysiłki zmierzające do odnalezienia dzwonu unicestwia różnymi sposobami duch ówczesnego proboszcza parafii sławkowskiej, który polecił ukryć dzwon przed przetopieniem go przez Szwedów.
Krzykawka ma „Zamczyska" ze śladami średniowiecznego grodu rycerskiego. Zasłynęła m.in. z wykopalisk archeologicznych. Sąsiedni Okradzionów posiada wzgórze pełne tajemnic. Nosi zachęcającą archeologów nazwę miejscową „Grodzisko". Już sama nazwa zapowiada zagadkę historyczną. Grodzisko to pozostałości wczesnośredniowiecznego grodu, osiedla obronnego lub miejsca schronienia ludności w razie niebezpieczeństwa. Miejsce to posiada zapewne bogate źródło archeologiczne, mówiące o warunkach bytu ówczesnych mieszkańców dawnego Okradzionowa i okolicy. Tego potencjalnego stanowiska archeologicznego nie wolno rozgrzebywać domorosłym archeologom, można uszkodzić szczątki pozostałości naczyń i innych przedmiotów, stanowiących prawdziwy skarb dla archeologów, nie posiadających żadnej wartości dla poszukiwaczy.
O nadzwyczaj interesujących stanowiskach archeologicznych z pogranicza gminy Bolesław, o najnowszych odkryciach pisze olkuski archeolog Dariusz Rozmus we wspomnianej na wstępie książce. Czytelnik znajdzie tam szczegółowe informacje o wczesnośredniowiecznych śladach hutnictwa w Dąbrowie Górniczej - Łośniu oraz na obszarach pogranicznych, o odważnikach żelaznych i ciężarkach ołowianych z Łośnia i Okradzionowa, o wykopaliskach w Strzemieszycach, również szersze opisy odkryć w Hutkach ilustrowane fotografiami miejsc i przedmiotów. W starszych nieco opracowaniach archeologa Jacka Pierzaka można dowiedzieć się o odkryciach w ruinach sławkowskiego zamku, dawnego cmentarza, o śladach dawnego hutnictwa w Sławkowie-Walcowni, o odkryciach na Starym Olkuszu.
O niewytłumaczalnych przygodach towarzyszących rozgrzebywaczom ruin w Sławkowie, sąsiadom i przechodniom pisała prasa regionalna.


Ciekawostki, gminne sensacyjki o tym, co kryje nasza ziemia

Podobnie jak w legendzie, w gminnej wieści, anegdocie kryje się cząstka prawdy. Prześledźmy więc bardziej znane.

W Laskach była huta szkła

Tak należałoby sądzić na podstawie brył szklanych znalezionych przez Henryka Czerniaka z Lasek. Kolekcja spieków szklanych stanowi kilście okazów różnej wielkości, o nieregularnych kształtach, w różkolorach i odcieniach. Liczne spieki szkła znaleziono nad kanałem, przy drodze z Ujkowa Nowego do Lasek. Miejsce to nosi nazwę „Szklana huta". Starsi ludzie pamiętają, że właściciele działek położonych w tym miejscu usuwali z nich bryły szkła wywożąc je furmankami, by umożliwić swobodną uprawę gleby. Być może spoczywają tu skarby archeologiczne, które udowodnią hipotezę pana Czerniaka.


W Tłukience był cmentarz żydowski

Tak mówi miejscowe podanie. Hipotezę wspiera fakt, że właścicieli gruntów domniemanego miejsca pochówków nazwano Kirkusami. W dokumentach, jak i w literaturze, nie natrafiono na wzmianki o kirkucie w Tłukience. Brak również śladów cmentarza.

Średniowieczny kościół w Małabądzu

Już od dawna ludzie mówili, że na wzgórzu obok zabudowań rodziny Persów w Małobądzu był dawniej kościół.
Przekaz ten po wstępnych wywiadach ze starszymi osobami wydaje się być prawdziwym. Jeden z respondentów opowiada, że jego dziadek budując dom na przełomie XIX i XX wieku murował fundamenty z rozbiórki pozostałych fragmentów starego kościoła. Rozmówca mój wskazał mi zagłębienie domniemanego miejsca kościoła. Miejsce to do niedawna było zalane wodą. „Historia powtarza się", mówi przysłowie. Dzisiaj nieopodal tego miejsca stoi kościół polskokatolicki.


Klasztor w Laskach

Według przekazów mieszkańców Lasek, kiedyś bardzo, bardzo dawno temu, istniał tu klasztor. Legenda lokalizuje go gdzieś w pobliżu byłego kąpieliska i tak zwanej „Skałki" nad suchym korytem rzeki Białej. Podobno w okresie międzywojennym znaleziono tu szczątki przedmiotów kultu religijnego.


Dawny cmentarz na pograniczu Małobądza i Krzykawy

Według relacji naocznego świadka Michała Molędy, w latach dwudziestych minionego wieku podczas prac odkrywkowych „Na rudzie" w Krzykawie Starej Wsi, prowadzonych w ramach działalności górniczej przez zarząd Kopalni Rudy Żelaza „Triumwirat", odkopano szereg szkieletów ludzkich, ułożonych rzędem jeden obok drugiego. Ciała były układane w długim rowie wykopanym w kamienistym gruncie, a następnie zasypywane warstwą ziemi. Wskazywał na to wyraźny przekrój rowu powstały dzięki robotom górniczym. Wykopalisko leżało w odległości około dwustu metrów od legendarnego, dawnego kościoła w Małobądzu wspomnianego powyżej. Te dwie hipotezy: o istnieniu kościoła oraz cmentarza, dają w połączeniu, logiczne potwierdzenie, że przy kościele był cmentarz.


Dębowy trakt

Artysta malarz Henryk Krupiński z Katowic opowiadał mi anegdotę o napadzie Tatarów na Sławków. Hordy tatarskie nadciągały od Sławkowa. Trudno miały przebyć Białą Przemszę, Białą, bagna i ogromne rozlewiska. Zmusili miejscowego chłopa w Błędowie, by ich przeprowadził do Sławkowa. Prowadził ich gościńcem wyłożonym miejscami dębowymi balami. W pewnym momencie wymknął im się i uciekł przez bagna, skacząc z kępy na kępę bagiennej trawy i tataraku. Zdążył wcześniej dobiec do Sławkowa i uprzedzić sławkowian o nadciągającym niebezpieczeństwie, co i tak niewiele pomogło, gdyż Sławków został doszczętnie zniszczony. Wówczas to prawdopodobnie zniszczono grodek rycerski w Krzykawce. Jednak wskutek braku znajomości drogi i przewodnika napastnicy ponieśli duże straty. Sporo koni i Tatarów potonęło w bagnach nad Białą Przemszą i Białą.
Pod Krzykawą Tatarzy urządzili więzienie, gdzie przetrzymywali ludzi ze Sławkowa i okolicznych wiosek, zmuszając ich do ciężkich robót. Po wysłuchaniu opowiadania skojarzyłem sobie treść z miejscową nazwa terenów leżących na północ od Krzykawy, zwanych przez miejscową ludność Podkrzywdziem. Są to głębokie jary polodowcowe, porośnięte liściastymi drzewami i krzakami. Może to tam właśnie było owe więzienie, gdzie ludziom czyniono krzywdę.

Podziemia starego kościoła w Bolesławiu

Mury starego kościoła w Bolesławiu, pochodzącego z siedemnastego wieku, w 1940 roku stały się niebezpieczne po zwaleniu się, w wyniku gwałtownej burzy wieży.
Ówczesny proboszcz ks. Jan Skalski zorganizował brygadę do rozbiórki murów, w której pracował Antoni Szlęzak.
Mój rozmówca relacjonował mi, że pod kościołem były podziemia z grobowcami. Zostały one zasypane ziemią po uprzednim usunięciu pozostałych szczątków ludzkich, które pieczołowicie przeniesiono na przyległy cmentarz i ceremonią pogrzebową pochowane we wspólnym grobie.

Opowiadanie Henryka Molędy z 1975 roku

* Mając jedenaście lat (1938 rok) byłem świadkiem odkopania skrzyni pod Laskami. Dwóch kolejarzy oraz kobieta dokonali tego wykopaliska. Podpatrzyłem, że posługiwali się przy tym jakimś planem.

* W 1942 roku, podczas okupacji w pobliżu przykopy przy drodze wiodącej do polany „Nullo", w odległości ok. 50 metrów od stodoły, wykopano garnek pełen złotych monet. Właściciel pola wiedział o skarbie, lecz przez całe swe długie życie nie mógł go znaleźć. W swym domu wyrwał nawet podłogi w jego poszukiwaniu, mocno przeżył niepowodzenie, bo na wieść o tym, że skarb dostał się w obce ręce, rozchorował się i w trzecim dniu zmarł.
* Parę lat przed wojną ekipa monterska, kopiąc fundament pod stalowy słup wysokiego napięcia, na południe od „Drogi Molędowej", przy trasie 94, wykopała garnek ze złotymi monetami. Z zachłanności znalazcy nie potrafili podzielić się skarbem. Na miejsce znaleziska przybyła policja i zabrała cały skarb.
* Podczas prac ziemnych przy zmianie koryta rzeki Białej Przemszy przepływającej przez tereny Fabryki Wyrobów Metalowych w Krzykawce - Michałowie (obecnie tereny Sławkowa), po drugiej wojnie
światowej, koparka odkryła skrzynie z dużą ilością monet. Wiadomość rozeszła się błyskawicznie wśród załogi. Zawartość skrzyni „rozdrapano", a tylko niewielką ilość wysłano urzędowo do muzeum w Warszawie. Istniały wątpliwości czy dotarły one szczęśliwie do adresata.
* Pewien gospodarz z Krzykawy poszerzał polną drogę pod lasem, przebiegającą po pochyłości. Natrafił przy tym na sporą ilość złotych monet. Jeszcze na drugi dzień rano jego sąsiadka, idąc poszerzoną drogą na grzyby, znalazła kilka złociaków. Gospodarz był zadłużony, ale od tej pory wiodło mu się świetnie.
* Zmieniając „kicoki" na starej stodole w latach trzydziestych w Krzykawie, znalazłem pistolet dwururowy. Pochodził on z czasów powstania styczniowego w 1863 roku. Oddałem go kierownikowi szkoły w Krzykawie Tadeuszowi Starkiewiczowi. Powiedział mi, że pistolet ma wartość muzealną i wyśle go do muzeum w Warszawie.


Skarb pod jabłonią

W październikowym numerze „Bolesławskich Prezentacji" przeczytałem „Jesienną legendę o ukrytym skarbie" autorstwa Klary Marzec. Treść legendy nie informuje o konkretnym miejscu zdarzenia. Przypuszczać można, że działo się to gdzieś w okolicach Bolesławia, być może w Bukownie, gdzie do dzisiaj można spotkać stare sady.
„W takim starym sadzie (posłużę się tu obszernym fragmentem legendy), który założył dziadek Jakuba po powrocie z pierwszej wojny światowej, rosły przeróżne drzewa owocowe. Na samym środku królowała rozłożysta jabłoń. Wiosną obsypywała się białoróżowym kwieciem, zaś jej owoce były najlepsze ze wszystkich. Czasem chcąc odpocząć Jakub siadał w cieniu jej gałęzi. Rozmyślał. Nieraz wydawało mu się, że dziadek, którego w ogóle nie znał, - siedzi przy nim, miło gawędząc. Wnuk zwierzał się nieżyjącemu dziadkowi ze swoich marzeń, które hamowała bariera biedy. Matka mimo wielkiego wkładu pracy w utrzymaniue gospodarstwa, ledwo wiązała koniec z końcem. I jak tu myśleć o wykształceniu syna?! Ludzie we wsi współczuli wdowie Weronice, lecz ciężar życia każdy samotny dźwiga sam. Kobiecina pracowała więc od świtu do nocy bez chwili odpoczynku.
Pewnej wiosennej nocy rozszalała się straszna burza. Silny wiatr niósł spustoszenie. Raz po raz słychać było uderzenie pioruna. Weronika zapaliła gromnicę. Stała przy oknie, wierząc, że ten ognisty grom nie zniszczy ich domu. Jakub najspokojniej spał. Widocznie śniło mu się coś miłego, bo uśmiechał się przez sen. Matka z lubością patrzyła na śpiącego syna. Szalona burza na szczęście ominęła ich dom, lecz w sadzie wyrządziła wielkie szkody. Kiedy rankiem Jakub wyszedł do sadu-oniemiał: jego ulubiona jabłoń została doszczętnie połamana. Załamał ręce i westchnął... To drzewo...jego ulubione, które łączyło go z jakąś historią. To drzewo było najbardziej zniszczone! Nie mógł tego pojąć! Najdziwniejsze było to, że on podczas tej strasznej burzy po prostu spał jak dziecko!!! We śnie widział dziadka, który z uśmiechem podawał mu rękę.

Nie zastanawiając się długo, - przyniósł siekierę i zabrał się do roboty. Trzeba było oczyścić sad z wiatrołomów. Kiedy już odrąbał wszystkie połamane gałęzie, ułożył w dużą stertę - zobaczył jeszcze duży pień, który wiatr zostawił.
- Co z tym robić? - zastanawiał się głośno.
- Wykop pień z korzeniami...z plątaniny połamanych gałęzi wydobywał się czyjś głos.
Zdumiony, poderwał się i szybko pobiegł po szpadel. Po drodze spotkał matkę, która szła przywołać go na śniadanie.
- Chodź syneczku, najpierw zjemy. Ugotowałam twoja ulubioną zalewajkę... - rzekła. Nie odmówił - poszedł, lecz ten tajemniczy głos nie dawał mu spokoju. Zjadł kilka łyżek strawy i wyszedł.
Dość długo kopał, aż wreszcie pod przechylonym pniem uderzył o coś twardego. Usłyszał brzdęk metalu. Uderzył jeszcze kilka razy. W końcu pień runął na ziemię. Oczom jego ukazał się dziwny przedmiot podobny do skrzyni, owinięty jakimiś szmatami zmieszanymi z ziemią. Nerwowo trzęsącymi się rękoma odgrzebał kufereczek pełen złotych monet. Matka, będąca świadkiem całej sprawy, przyklękła, obejrzała skarb i cicho wyszeptała kilkakrotnie „wieczne odpoczywanie". - Tak ojciec... zawsze mówił, że ta jabłoń będzie wyprawą dla wnuka, ale kto by tam poważnie brał takie słowa! - westchnęła. Był to łup wojenny przywieziony przez dziadka i przez niego tam ukryty. Aż dziwne, że żyli w biedzie tyle lat, a dziadek spokojnie czekał na śmierć! Aby wnuk rozpoczął inne, - bogate życie.
Od tamtej pory minęło wiele lat, wciąż jednak mieszkańcy tej ziemi opowiadają podczas jesiennych wieczorów o skarbach, ukrytych gdzieś w polach, na rozstaju dróg lub zakopanych w ziemi...


Lektura o skarbach wypełniała ludziom dawne wieczory bez telewizora, radia i żarówki. Przy świecy, lampce naftowej, karbidowej lub blasku piecyka żeliwnego czy pieca kuchennego opowiadano o skarbach, poszukiwaczach skarbów i ich przygodach, o strachach i duchach strzegących skarbów.




Powrót do treści | Wróć do menu głównego